Kosa Śmierci. Punk rock z starej szkoły!
Okładka płyty, nazwa kapeli i tytuł albumu podpowiedziały mi, że będzie ostro! Jeszcze przed odpaleniem zawartości przeczuwałem, że czeka mnie mocny materiał. I jeszcze te charakterystyczne A w nazwie kapeli… Kosa Śmierci. Chyba jeszcze przed moją subiektywną premierą zaprezentowała się dość obiecująco.
Jestem po odsłuchu. Nie będę opisywał pojedynczych utworów rozwodząc się nad każdym z osobna. Wirtuozerii i eksperymentowania z dźwiękiem tu nie ma, ale już tłumaczę, żeby został dobrze zrozumiany. Jest ogień! I to jaki! Uwaga wszyscy wielbiciele old school punka! Ten album jest dla Was! I piszę to z pełną premedytacją! Panowie się nie opierniczają, choć użyłbym może dobitniejszego określenia. Grają materiał niczym gorąca lawa. Są jak żar z huty, która wypala stal. Dla ,,starych” miłośników sceny będzie to ostra jazda, która przypomni im najlepsze dokonania punk rocka. Zatęsknią za latami osiemdziesiątymi, Jarocinem i prawdziwym buntem przeciwko systemowi. Być może przypomną się Im pierwsze dokonania takich kapel jak Moskwa i Dezerter. Panowie z Kosy… to oczywiście komplement dla Was! Dla ,,młodych” będzie to doskonała okazja to posłuchania i zobaczenia jak gra się taką muzykę. Tą płytę polecam im do potraktowania jako swoistą instrukcję grania porządnego, siermiężnego punk rocka. Jest głośno, agresywnie i krótko! Każdy numer to wjazd z konkretem. Niczym w numerach Ramones, gdzie średnia kawałka nie przekracza trzech minut. W zasadzie opisywanie tej muzyki to stwierdzenie też konkretne: jest tak jak powinno być! Kosa zaprezentowała się świetnie i dołożyła do punk rocka konkretny wkład albumem ,,Nie żyje”.
Dochodząc do sedna powiem, że Kosa Śmierci jest pozycją, która dla miłośników punkowych klimatów i idei będzie nie lada ucztą. I tym zakończę. Bez zbędnych gadek, konkretnie tak jak robi to zespół. Polecam.