Łódź Summer Festival na 600 lat Łodzi
Pod koniec lipca Łódź świętowała hucznie swoje 600 urodziny. Imprezie towarzyszyło wiele wydarzeń. M.in koncerty, występy kabaretów czy Festiwal Piwa. A jak było? Zapraszamy do lektury.
O urodzinach Łodzi było głośno zanim jeszcze się odbyły. Jak to w przypadku wielu tak dużych imprez bywa, miała zarówno swoich gorących zwolenników, jak i zajadłych przeciwników.
Zacznijmy od plusów.
Przede wszystkim szeroki przekrój muzycznych gatunków. Jak to się mówi „dla każdego, coś miłego”. Przy muzyce swoich ulubionych artystów mogli się bawić zarówno miłośnicy rocka, popu, jak i klimatów indie czy dance’owych. W ciągu trzech dni mieliśmy możliwość zobaczyć występy takich znanych wykonawców jak Pidżama Porno, Strachy na Lachy (a jakże ;)) czy KULT. Nie zabrakło również występów kapel związanych z Łodzią (Cool Kids Of Death, Bruklin, Heima). Oczywiście skupiam się tutaj na wydarzeniach muzycznych ponieważ taki jest profil tego portalu.
A minusy?
No cóż…. Cztery sceny, które teoretycznie miały przyciągnąć jeszcze większe tłumy, nie są najlepszym pomysłem. Wie o tym każdy bywalec festiwalów. Bywa, że w tym samym momencie, na różnych (choćby i dwóch) scenach grają wykonawcy, których chciałoby się zobaczyć. I trzeba wybierać. Myślę, że dysponując czterema scenami, można było rozegrać to nieco inaczej.
Przede wszystkim nie robić „mieszanki gatunkowej”. Wielu fanów, aby zobaczyć swojego idola, przychodzi na koncerty wcześniejszych zespołów. Nawet jeśli jest to zupełnie odmienna muzyka. Taka, której się nie słucha. Czy nie łatwiej byłoby, aby artyści, których muzyka jest zbliżona, grali na jednej scenie podczas gdy inna byłaby reprezentowana na innej?
Niestety, mimo, zapewne dobrych chęci, wyszedł misz-masz i zamieszanie. Tak było np. podczas koncertu Pidżamy Porno, gdy jedna osoba miała pretensję do drugiej, że…. podczas zabawy stanęła jej glanem na nodze. Aż chciałoby się rzec „Serio, k…?. Na koncert takiej kapeli przychodzisz w sandałkach i stoisz wśród szalejącego tłumu?”
Dwie sceny obok siebie
Mowa o scenie Strabag i mBank. Jedna była jakby foyer drugiej… Kolejna rzecz wprowadzająca niepotrzebne zamieszanie. Dopchałeś się, Człowieku, pod scenę. Czekasz na koncert. A tutaj nagle się okazuje że to nie to miejsce…. Tak, mijaliśmy takie osoby. Na szczęśliwe i zadowolone nie wyglądały…
Niestety, to nie wszystko. Na ogół nic nie mam do ochrony. Wiadomo, ktoś musi dbać o porządek i bezpieczeństwo zgromadzonej publiczności. Tylko nie rozumiem jednego. Chamstwa. Niektórzy stali tam chyba za karę. Kwaśne miny, niegrzeczne odzywki i durne komentarze. Przypominam, że to dzięki tej „chołocie” macie robotę. A jak się nie podoba to „pa pa, nara”. Przy okazji pozdrawiam tych, którzy, nawet jeśli nie chcieli tam być, to przynajmniej to ukrywali. Byli naprawdę w porządku. I na szczęście była ich większość.
Komunikacja….
Rozumiem. Wielkie wydarzenie. Zamknięte ulice w centrum. Dodatkowe połączenia. Darmowa komunikacja… Tylko nikt chyba nie przewidział, że zainteresowanie będzie tak wielkie, że tramwaje nie dadzą rady. Te, które na co dzień pokonują trasę w 20 minut, tym razem jechały ponad 40. O ile w ogóle miały siłę jechać. Zdarzało się, że były tak przeładowane, że stawały i nie chciały dalej jechać.
Plus i minus daje...
Wymieniłam sporo minusów, prawda? Więcej niż plusów. No cóż. Nie jestem osobą, która wystawia laurki na lewo i prawo. Jeśli mam coś totalnie zjechać, najczęściej powstrzymuję się od pisania. Ale dotyczy to tylko Artystów. Ludzi, którzy, tak jak każdy, mają prawo mieć gorszy dzień, a co za tym idzie dać słabszy koncert. Jeśli jednak ktoś podejmuje się organizacji wydarzenia, to sprawa wygląda inaczej. Według mnie miasto nie dało rady. Mimo tych wszystkich pięknych, cukierkowatych i uśmiechniętych twarzy osób mniej lub bardziej związanych z Łodzią, którzy to wychwalali organizację. Nie. Absolutnie.
I potwierdzą to wszyscy, którzy biegali od sceny do sceny. Ci, którzy byli przez ochronę traktowani jak zło konieczne. Ci, którzy jechali przepełnionym tramwajem, w którym nie działała klimatyzacja i nie otwierały się okna. Nie wspomnę o tych, którzy zmokli, bo musieli opuścić zepsuty tramwaj (który wcześniej ledwo jechał).
To jeszcze kilka słów o koncertach
Jako, że jest to portal muzyczny, nie sposób pominąć muzyki. W końcu tylko dlatego znaleźliśmy się w centrum wydarzeń. Wykonawców, jak wspomnieliśmy, było multum. Dla nas najważniejsze były trzy: Pidżama Porno, Strachy na Lachy i KULT.
Jak to na wielu festiwalach bywa, Artyści nie dali pełnego koncertu. Czy to dobrze czy źle, zależy. Mając do dyspozycji niespełna godzinę, wybór, jeśli chodzi o repertuar, nie jest łatwy. Wiadomo, że jakiegokolwiek dokonają, zawsze pominą utwory na które ktoś z publiczności bardzo liczył. Być może właśnie dlatego często te występy są bardziej energetyczne. Przynajmniej w przypadku większości wykonawców. Nie ukrywam, że nie był to pierwszy koncert PP czy SnL, na którym byliśmy. I wiecie co? Zawsze jest zajebiście.
Jak zapewne wiele osób wie, jestem z tych fotografów, którzy bawią się trzymając w dłoni aparat. Zdarzyło mi się rozwalić obiektyw. Ale cóż. Nie mam zamiaru stać grzecznie i tupać nóżką w rytm muzyki, jeśli mnie ona porywa. A tak właśnie jest podczas koncertów tych dwóch zespołów. Mimo, że krótko, była moc i energia na scenie. To z kolei udzielało się publiczności, która również szalała. A to, jak wiadomo, napędza zespół. I koło się zamyka. Bo najważniejsza jest chemia między Artystą, a publicznością. Na KULT, niestety, już nie dotarliśmy. Mieliśmy dosyć komunikacji podczas urodzin miasta.
Reasumując
Największym plusem tej trzydniowej imprezy były koncerty i piwo (przynajmniej dla mnie). Nie wiem czy ktoś z organizatorów przeczyta ten artykuł. Jeśli tak się stanie, to mam nadzieję, że weźmie do serca moje uwagi i potraktuje je jako wskazówkę „czego uniknąć”. Bywa bowiem tak, że to dzięki słowom krytyki chcemy coś zmienić.
Relację z koncertu Pidżamy Porno i zespołu Strachy na Lachy znajdziecie tutaj