Robimy muzykę, która nam się podoba – wywiad z Marcinem Jagodzińskim z zespołu De Łindows

0

Jakie były początki zespołu? Jak określają swoją muzykę? O czym są ich teksty? Jak odnoszą się do obecnej sytuacji w Polsce i na świecie? Na te (i nie tylko) pytania odpowiedział nam Marcin Jagodziński z zespołu De Łindows. A rozmawialiśmy przed ich koncertem w Łodzi, 25 marca br. I była to naprawdę mądra i sympatyczna rozmowa.

Wywiad powstał przy kooperacji Rock Press i Litzmannstadt Crew.

De Łindows w Łodzi

Na początek może warto przybliżyć, jak to się wszystko zaczęło:

To wszystko było takie naturalne. Gdy masz 14 lat i zaczynasz słuchać takiej muzyki, to szybko się okazuje, że ty też chcesz tak grać. W punk rocku nie musisz mieć umiejętności Satrianiego czy głosu Beyonce. Na początku graliśmy jako GB Miller , potem były Brykające Stolce. Gdy zaczynaliśmy, nie myśleliśmy o tym, że będziemy grać tak długo. Chcieliśmy się bawić. Tu i teraz.

20 lat na scenie to dużo. Czy nie znudziło im się już granie?

Nie, jeszcze nie. Jakby nam się znudziło, to byśmy tego nie robili. Jeśli robisz coś od 20 lat, to znaczy że to kochasz.

A jak sami określają muzykę, którą tworzą?

Robimy muzykę, która nam się podoba. Grając w takim zespole, jak De Łindows, nie musisz się zastanawiać, czy to jest takie, czy takie. Robisz kawałki jakie chcesz. Robisz kawałki, o czym chcesz. Nie musisz myśleć o celach sprzedażowych. Grasz to, co czujesz w serduchu. Na takiej muzyce się wychowaliśmy. Taka muzyka towarzyszy nam na co dzień i dla nas jest rzeczą naturalną że tym punkrockiem żyjemy. Robimy to, co chcemy. De Łindows jest kapelą punkrockową. Przynajmniej dla mnie. Jeżeli ktoś widzi to inaczej, to nie mam na to żadnego wpływu. To muzyka dla ludzi inteligentnych, otwartych, empatycznych, którzy lubią również dobrą zabawę.

Jak w takim razie można w trzech zdaniach streścić punkrocka?

Muzyka z serca. Zmienianie świata. Wpływanie na rzeczywistość. Tylko tyle i aż tyle. A na sam koniec, w czwartym, dobra zabawa. Dla mnie punk rock był zawsze muzyką, która nie tylko była do zabawy, ale przez zabawę miała wpływać świat, zmieniać go. Jeśli nie chcielibyśmy zmieniać świata, to nie gralibyśmy w kapeli punkowej.

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w dalekiej przeszłości. A dokładnie przy debiucie i planach wydania go na winylu

Naszym debiutem-debiutem jest EPka, którą wydaliśmy sami. To był 2002 rok. Zarejestrowaliśmy wtedy 5 kawałków (z takich ciekawostek, jest tam cover „Barbie Girl”). Dopiero potem, po dwóch latach, wydaliśmy pierwszy cały album, który ukazał się tylko na kasecie. Jeśli chodzi o winyl, to szykujemy taką mała niespodziankę…

A czy z perspektywy czasu, żałują, że „Depresja” ukazała się tylko na kasetach?

Teraz nie ma to znaczenia. Wtedy kasety sprzedawały się w kosmicznych ilościach, setkach tysięcy. Jest to nieporównywalne do jakichkolwiek ilości sprzedażowych obecnie, nawet największych polskich gwiazd popu.

A o czym w ogóle są teksty De Łindows?

Nasze teksty są o tym, co czujemy, o tym czego nienawidzimy, o tym, co chcielibyśmy zmienić. Najkrócej i najbardziej ogólnie mówiąc. Jedne są bardzo mocne, inne bardzo polityczne, jeszcze inne bardzo osobiste. Jest to też niezgoda na to, co robią obecne rządy. Teraz mówię z perspektywy naszej ostatniej płyty. Np. prawa kobiet. W tym kraju najlepiej, żeby kobieta siedziała w kuchni. Została też sprowadzona do roli inkubatora i najlepiej, by ją za to karać. Wspieranie ksenofobii, rasizmu, nietolerancji było zawsze, ale teraz mamy wsparcie rządowe tych zachowań. Agresja Rosji na Ukrainę. Tuż obok nas giną kobiety, dzieci, mężczyźni. Ludziom strzela się w tył głowy. Zrzucane są bomby. W XXI wieku.

Zostańmy przy utworze Piekło Kobiet, które wydane zostało tylko na singlu.

Chcieliśmy, żeby to był naprawdę wyjątkowy kawałek. Szybko zrobiliśmy klipa, do którego większość nagrań pochodzi z protestów. Chcieliśmy go jak najszybciej wypuścić i dlatego wydaliśmy singiel. Czy się na płycie nie ukaże, nie wiem. Mimo, że ten utwór był robiony „tu i teraz”, to niestety nie zdezaktualizował się ani jeden wers.

Nie będziemy tutaj rozpisywać się o każdym utworze z płyty „Pożar w Burdelu”. Skupimy się za to na bonusach, które się na niej ukazały. Zwłaszcza, że nie są to jedyne covery nagrane przez zespół. Był przecież „Czy wierzysz” z repertuaru Dezertera oraz „Pet Sematary” Ramonsów nagrane razem z Karoliną Duszkiewicz z CF98.

To wyszło zupełnie naturalnie. Jeśli chodzi o „Spodnie z GS-u” to zostaliśmy zaproszeni do jego nagrania, gdy powstawała składanka na 35 lecie Farben Lehre i tam właśnie ukazał się ten utwór. Później skontaktowała się z nami Kaśka z Hardcore Tatoo Records w sprawie składanki poświęconej zespołowi Apatia. Zarejestrowaliśmy wtedy utwór „Czasami”. Nie myśleliśmy wcześniej o bonusach. Kiedy nagraliśmy płytę „Pożar w burdelu”, stwierdziliśmy, że je dołożymy. Podobają nam się nasze wersje tych kawałków. Te covery, które daliśmy teraz jako bonus, były najbardziej świeże.

Obecna wspólna trasa De Łindows i Skankan to nie tylko promocja ostatnich wydawnictw obu zespołów, ale świętowanie urodzin. Pierwszy zespół istnieje już 20 lat, drugi 30. Jak w ogóle doszło do tego, że razem odwiedzają rodzime kluby?

Prawdę mówiąc to nie wiem. Damian i Michał grali kiedyś w De Łindows. Znamy się wszyscy, widujemy, więc stwierdziliśmy, że trzeba jechać na wspólną trasę. Zapakowaliśmy się, zaczęliśmy bukować terminy, kluby. I tyle.

Wspólna trasa obejmuje 12 koncertów, my rozmawialiśmy przed 8. Jakieś refleksje?

Naprawdę jesteśmy bardzo zadowoleni. W dzisiejszych czasach koncerty klubowe nie są najłatwiejsze jeśli chodzi zarówno o frekwencję, jak i organizację trasy. Ale jest fajnie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o atmosferę między zespołami, które zapraszamy. Wczoraj (czyli w Warszawie) naszym gościem były Dzieciuki, czyli polsko-białoruski projekt.

Czy w obecnych czasach zaproszenie do wspólnego koncertowania zespołu pochodzącego częściowo z Białorusi to dobry pomysł? Czy zespół nie obawiał się reakcji polskiej publiczności?

Odbiór ich był bardzo pozytywny. Znaliśmy się już wcześniej, bo graliśmy w Olecku 6 czy 7 lat temu. Cały czas byłem w kontakcie z Piotrem. Zespół Dzieciuki jest społecznie zaangażowany. Pokazują, że nie wszyscy Białorusini popierają to, co się dzieje. Bardzo dużo ludzi w tym kraju siedzi w więzieniach, jest bitych i torturowanych za swoje poglądy czy przekonania. Jest takie powiedzenie „każda dyktatura zaczyna się od zbrodni na własnym narodzie”. I tak właśnie jest. Oglądaliśmy zresztą olbrzymie protesty w Białorusi i to, jak były tłumione. Zresztą większość z Dzieciuków nawet nie mogłaby wrócić w tym momencie, bo na dzień dobry poszliby siedzieć.

Trasa urodzinowa, która właśnie trwa, poprzedzona została świetnym koncertem, który odbył się 1 października w Zabrzu w CK Wiatrak. Wśród zaproszonych gości byli Pull the Wire, The Analogs i Farben Lehre. Czemu właśnie Ci wykonawcy?

Dla nas to był jak najbardziej naturalny wybór, ponieważ są to nasi dobrzy kumple. Dużo graliśmy i z Farben Lehre i z Analogsami. Mieliśmy też całą trasę z Pull The Wire. Atmosfera była naprawdę fajna i dobrze wspominamy ten koncert. Co prawda strasznie się stresowaliśmy, tym bardziej, że wiedzieliśmy, że będziemy wszystko filmować. Naszym nieskromnym zdaniem udało się. (Potwierdzamy. Byliśmy. Zabawa zajebista. – RP)

Koncert XX-lecie De Łindows został zarejestrowany i w tej chwili jest w całości dostępny na You Tube. Ale… chcemy wydać tę płytę. Jeszcze nie wiemy kiedy to będzie, ale na pewno się ukaże. Naszym skromnym zdaniem udało się. Publika nam naprawdę dopisała. W życiu nie spodziewaliśmy się tylu osób na tym koncercie i to chyba jeden z takich najfajniejszych koncertów. 2O lat to dużo. Dla nas był to naprawdę wyjątkowy koncert.

No właśnie. 20 lat to szmat czasu. Występy u boku wielu zespołów.

Zawsze super nam się gra z Farben Lehre, z Analogsami, z Pull The Wire. Teraz trasa ze Skankanem. Będziemy też na trasie z Fortem BS z okazji ich 40 lecia. Świetnie grało się z Zenkiem. Zazdroszczę mu tego bardzo pozytywnego, otwartego stosunku do świata, o który w naszym kraju trochę trudno. Wielkim wydarzeniem dla było zaproszenie na Pomarańczową trasę zespołu Kult, na której graliśmy trzykrotnie. Jakby mi ktoś 15 lat temu powiedział, że takie coś będzie miało miejsce to bym się popukał.

Czy w taki razie jest jakiś artysta, z którym nie było im dane zagrać, a chcieliby?

Przez 20 lat wystąpiliśmy na jednej scenie prawie ze wszystkimi zespołami, których słuchałem jako gówniarz. Ciężko mi teraz wymienić z kim jeszcze nie graliśmy. Trochę tego było i mega się z tych wszystkich koncertów cieszymy. Po naprawdę długiej liście wykonawców, z którymi zespół grał, wyszło na to, że chyba tylko z Rewizją.

De Łindows to jednak nie tylko trasy po Polsce. Bywają w Czechach i na Słowacji.

Mamy taki zaprzyjaźniony zespoł Kohout Plasi Smrt, z którym poznaliśmy się na słowackim festiwalu, Punk Island, który odbywał się na wyspie. Można się tam było dostać tylko promem. Po festiwalu wszystkie te samochody stały i czekały na prom. Było tak gorąco, że część naszej załogi wpakowała się do wody. Mieliśmy mało lat i mało wyobraźni. Wszystko było super, do momentu gdy trzeba było z tej wody wyjść. Wysoki beton, glony. Serio nie potrafili z tego wyjść. Zrobiliśmy wtedy taki pociąg, trzymaliśmy się jeden drugiego i w ten sposób wyciągnęliśmy jednego po drugim. Pomogli nam wtedy właśnie Kohout Plasi Smrt. Zaczęliśmy gadać, że może oni by przyjechali tutaj, my tam. Nazwaliśmy to Polska contra Czechy Punk Rock. Graliśmy wtedy razem w Polsce, Czechach i na Słowacji. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt.

Są wykonawcy, którzy preferują koncerty klubowe. Inni wolą plenery. A które woli zespół De Łindows?

Takie i takie. To są zupełnie różne koncerty. Koncert klubowy zawsze jest bardziej energetyczny. Jesteś blisko ludzi, wszyscy się razem fajnie bawią. Gdy jesteś na festiwalu, to ten kontakt jest nieco inny. Czasami patrząc na ogrom tego wszystkiego, nogi się człowiekowi uginają. Jak np. na Czad Festiwal czy Przystanku Woodstock.

Czy w takim razie będzie można ich zobaczyć na którymś z tegorocznych festiwali?

Będziemy grać i niedługo będziemy to ogłaszać

Festiwale festiwalami, ale jak wygląda granie na imprezach typu Dni Miasta?

Na Dniach Miast nie gramy zbyt często. Jeśli mamy jednak taką możliwość, to gramy. Na koncert klubowy przychodzą ci, którzy na ten koncert chcą przyjść. Podczas Dni Miast mamy możliwość dotrzeć do ludzi, do których nigdy byśmy nie dotarli. Na takich Dniach odzew jest różny. Czasami trafiamy na ludzi, którzy troszeczkę inaczej widzą świat od nas. Przeważnie jest tak, że ludzie przychodzą i mówią: „Jak na ten punk rock, to nawet da się tego słuchać”.

Nie tylko plany festiwalowe owiane są tajemnicą.

Planów mamy tak dużo, że nie mamy czasu ich realizować. Nie lubię mówić o rzeczach, które mamy zrobić. Będziemy je robić i będziemy je ogłaszać. Na pewno chcemy jak najwięcej grać, bo jak widzimy na koncertach, odbiór naszej muzyki po nowej płycie jest bardzo dobry.

A co z wolnymi chwilami?

Dla mnie to czas spędzony z rodziną. Jest on dla mnie bardzo ważny. To czas totalnego luzu, zostawiania wszystkiego obok. Nie chodzę po knajpach, bo mi się nie chce. Gdy mam wolny czas to biorę córkę i żonę i jedziemy. Zresztą o tym są takie numery, jak „Trzymaj mnie za rękę” czy „Mamy tylko siebie”.

Dzięki za wywiad 🙂

Rock Press i Litzmannstadt Crew

De Łindows na swoich urodzinach w Zabrzu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *